Rodzinne dyktando

21 lutego na całym świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Z tej okazji 8 lutego w naszej szkole po raz drugi odbyło się uroczyste Dyktando Rodzinne. Wzięli w nim udział uczniowie oraz członkowie ich rodzin. Mieli oni okazję sprawdzić swoje umiejętności ortograficzne, ale przede wszystkim świetnie się bawić. Wydarzenie uświetnił występ szkolnego koła teatralnego „Pod Lipą”. O piękne dekoracje zadbała pani Dorota Drzyzga. Nad całością czuwały nasze kochana panie polonistki.

Poniżej zamieszczamy tekst dyktanda. Wyniki wkrótce!

Superprzemiana

Ostatnio dokonałem tylu zmian w moim życiu, że nawet mama przedwczoraj mimochodem to skomentowała. Wysłuchałem zza drzwi następującej opinii o sobie: „Nasz syn jest ostatnio jakiś przeobrażony, zachowuje się jak nowo narodzony”. Nie było w tej wypowiedzi żadnej ironii, a raczej nuta sympatii i bezwarunkowej akceptacji.

Dawniej, wskutek wszechogarniającej mnie apatii i epidemii lenistwa, moja ciemno zabarwiona egzystencja była nie do zniesienia. „Szkoła to najgorsze ohydztwo”- tak myślałem o kochanej budzie, akademii erudycji i miejscu czarujących randek. „Nienawidzę tej żmii Ani, nie cierpię Elżuni, rudowłosej Jadwigi, nie mówiąc już o złotoustej Sylwii i chodzącej wciąż w czerwono-żółtej bluzce Patrycji”- myślałem o klasowych koleżankach. Pamiętam, że byle błahostka hamująco wpływała na moje plany. Wpadałem wtedy chyżo do jednego z moich pokoi, w haniebnie brudnych butach rzucałem się na łóżko, czyniąc przy tym ogromny chaos i harmider.


Aż pewnego dnia moja dusza przeżyła przemianę wszech czasów. Zakochałem się – po prostu. Pół kobieta, pół anioł o niepospolitej urodzie i niebanalnym poczuciu humoru- tak najkrócej scharakteryzować mogę panią mego serca, Stefcię, która zmieniła diametralnie moje życie.

Obecnie, żeby jej zaimponować sprawnością fizyczną i nietuzinkowym wyglądem, wstaję codziennie o wpół do szóstej i uprawiam jogging, robię kilka pompek, przewrotów w tył i w przód, a popołudniami skaczę wzwyż i w dal. Nie chcąc się przed nią zhańbić, przeczytałem „Quo vadis”, część Homerowej „Odysei” oraz „Ziemi obiecanej” Reymonta, przejrzałem „Słownik języka polskiego” i czasopismo „Język Polski w Szkole”, czym zrehabilitowałem się także w pełni w oczach naszej pani Hani od języka polskiego oraz wykazałem niewątpliwy heroizm, rzetelność i hart ducha. Ponadto wkuwam w tajemnicy francuskie słówka, bo babcia Stefanii jest podobno rodowitą Francuzką, paryżanką wprost spod wieży Eiffla.